Landrynka z wkładką

Joanna Ostrowska, teatralny.pl

Marta Guśniowska napisała bajkę dla dzieci całkiem jak nie ona: żadnej ironicznej ramy, żadnych ambiwalencji i metatekstów. Po prostu bajeczka – opowieść o szczeniaczku, który zwał się Karmelek, mieszkał na farmie i pewnego dnia zorientował się, że – w przeciwieństwie do innych zwierząt z obejścia – niczego nie wytwarza, ani nie jest w żaden sposób społecznie użyteczny.

Tekst Karmelka został nagrodzony na 28. Konkursie na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży w 2017 roku i miałam przyjemność uczestniczyć w jego premierowym czytaniu scenicznym. Sam dramat jest raczej krótki i choć tak różny od tego, co wcześniej pisała Guśniowska, posiada szczególny wdzięk rymowanej bajeczki. A zaczyna się tak: 
Oto Najmniejsza Wioska na Świecie!
Na żadnej mapie Jej nie znajdziecie,
Bo Jej nie widać – taka jest mała!
Że w jednej dłoni zmieści się cała.
Najmniejsza wioska! Taka malutka,
Że jest tu tylko jedna Zagródka.
A w tej Zagródce Chatka maleńka...
Cała by w kieszeń weszła w spodenkach!
W Chatce Izdebka – piecyk, krzesełko...
Całą bym zmieścił w tycie pudełko!
Takie to wszystko było malutkie,
Że...
Nic nie mówię. Buzia na kłódkę.
Zakluk-zakluk.
Kluczyk wyrzucam.
Ani mru-mru.

Tym razem to nie zabawy słowem są najważniejsze, lecz samo przesłanie oraz – co znakomicie pokazał zarówno w czytaniu, jak i spektaklu, którego premiera odbyła się na Scenie Wspólnej, Marcin Ryl-Krystianowski – znakomity materiał aktorski, jaki stworzyła autorka. Karmelek jest w pewien sposób symbolem dziecka w rodzinie: wydaje się, że tylko się bawi i nie ma żadnych obowiązków, które wyjaśniałyby jego użyteczność – do czego w tym zespole jest potrzebne. Pozostali bohaterowie bajki to Gospodarz (Marek Cyris) oraz krowa, owca, kura, kogut, których animują Cyris oraz Elżbieta Węgrzyn. Zwierzęta udowadniają Karmelkowi, że nic z siebie nie daje: ani mleka, ani wełny, ani jajek, ani nawet nie pełni roli budzika. Radosny szczeniak postanawia więc zastąpić koguta, w efekcie całe gospodarstwo nie budzi się o czasie, a zwierzęta pomstują na Karmelka. W obronę bierze go Gospodarz, który mówi, iż Karmelek daje mu bardzo ważną rzecz – przyjaźń. I to koniec. W tekst wplecione są wierszyki-zgadywanki, które są formą wciągnięcia młodych widzów w rzeczywistość spektaklu.

Z jakiegoś jednak powodu młody reżyser, Bartosz Kurowski, uznał, że to wszystko za mało na pełnowymiarowe przedstawienie, i postanowił je podrasować, włożyć w nie dodatkowe elementy, które, owszem, rozciągnęły akcję w czasie, ale także zaburzyły rytm i tempo przedstawienia. 

Spektakl zaczyna się jeszcze przed wejściem do sali teatralnej: do dzieci wychodzą Cyris i Węgrzyn i rozpoczynają z nimi rozmowę o tym, co jest dobre i co to jest teatr. Nie wiem, czy gdyby dzieci nie miały bladego pojęcia, co to jest teatr, aktorzy zaczęli by je doszkalać, ale ponieważ na premierowym spektaklu były dzieci mądre i bywałe, błyskawicznie dowiedzieliśmy się, o co chodzi w teatrze. Potem aktorzy rozdali kartki i kredki i poprosili dzieci, by narysowały to, co jest dobre. Wiadomo, takie zadania jednym zajmują mniej, innym więcej czasu, więc kiedy jedni z dumą prezentowali efekty swoich wysiłków, inni dopiero się rozkręcali. Ponieważ jednak spektakl musi mieć swoją strukturę i czas, na znak dany przez aktorów dzieci zaniosły swoje prace do pań, które przyczepiały je klamerkami do rozłożonego na podłodze sznurka. Widziałam dziewczynkę, która ledwo co rozpoczęła rysować, pracy nie dokończyła, więc na wezwanie do oddania swojej po prostu się rozpłakała. Czy rozpoczynanie spektaklu od takiego elementu „na czas” to dobry pomysł? Z moich obserwacji wynika, że niekoniecznie – część dzieci zdąży się znudzić, podczas gdy inne dopiero zaczynają, spektakl musi się rozpocząć, bo inaczej napięcie siądzie, dlatego dzieci zamiast twórczej atmosfery teatru doświadczają szkolno-przedszkolnego zadania na czas. O wiele lepiej tego rodzaju animacja sprawdziłaby się po przedstawieniu, kiedy jest więcej czasu i swobody (kto chce, to się włącza, kto nie chce, to nie), tylko że wtedy nie można wykorzystać rysunków jako elementu scenografii. 

A ta składała się z trzech białych sztachetkowych elementów i kilku kubików, pełniących w zależności od potrzeby rozmaite funkcje. Jeśli natomiast chodzi o stronę plastyczną, absolutnie wspaniała była tytułowa lalka psa: pokryta brązowymi paskami, które stwarzały wrażenie, że zwierzę cały czas znajduje się w ruchu, z pięknie wymodelowaną głową z mądrymi oczami i uszami, którymi Karmelek mógł strzyc lub kłaść je po sobie. Marcin Ryl-Krystianowski animował lalkę w taki sposób, że naprawdę miało się wrażenie obserwowania żywego psa. W trakcie braw dzieci podchodziły do aktora, głaskały i przytulały się do lalki, co chyba najlepiej świadczy o tym, że wzbudziła ona w nich ciepłe uczucia. Niestety miałam wrażenie, że w rozbudowanych animacjach i etiudach aktorskich gdzieś zgubiła się historia pociesznego pieska. Każde z kolejnych pojawiających się zwierząt było przedstawiane przy pomocy dość długiej etiudy ruchowej, jednak inaczej niż w przypadku Karmelka lalki pozostałych były dość umowne (lecz też piękne) i ich animacja nie miała już tego naturalistycznego stylu. Na dodatek owym scenkom towarzyszyły piosenki, których słowa nijak nie miały się ani do przedstawienia, ani do sytuacji, ani do prezentowanego zwierzęcia. Reprezentowały raczej rodzaj poezji generowanej przez podpowiedzi klawiatury Googla. Ta wkładka tekstowa w słowa Guśniowskiej sprawiała dość przygnębiające wrażenie swoim absolutnym brakiem sensu. Krowie na przykład towarzyszyła piosenka z tekstem: „zdejmuj rękę z mego pulsu, w swoim tempie wodospady ruszą”. Inne przykłady: „ruchome piaski wyciągają macki”, „roboczo znów nakreślasz czas”, „powierzchnia płaska, nikt nie klaska”, a także mądrości o niewątpliwych walorach edukacyjnych: „ciśnienie wzrasta, pulsuje czaszka” czy „wielki znak «stop», nie jedziesz”. Postanowiłam nie przejmować się inną złotą myślą, iż „ocena matką głupich jest” i jednakowoż ocenić to, co dla dzieci przygotowano. 

Karmelek jest spektaklem bardzo nierównym – ze znakomitym aktorstwem Ryla-Krystianowskiego, a równocześnie ze zbyt dużą ilością pomysłów zaburzających tempo i rytm przedstawienia. O ile słowa Guśniowskiej brzmią dobrze i zabawnie, o tyle te z dopisanych piosenek mogą przyprawić o niestrawność. Dzieci co prawda też wyrzucają z siebie czasem swobodne skojarzenia, lecz piękno podsłuchanej w trakcie animacji frazy dziecka, które mówiło o swoim rysunku: „mój obrazek miał wszędzie patologiczne uśmiechy” zdecydowanie przewyższało ciągi wyrazowe zakomponowane przez tekściarkę piosenek. Warto czasem zaufać prostocie, ona też ma swoją siłę. A karmelkowa słodycz niekoniecznie dobrze komponuje się z wkładką.
 

Autor: Joanna Ostrowska, teatralny.pl

Data publikacji: 08.08.2018

Źródło: http://teatralny.pl/recenzje/landrynka-z-wkladka,2442.html

Recenzowany spektakl: KARMELEK

Inne recenzje

„Dobre słowo, dobra zabawa, dobry humor - taki koktajl na dzień dobry otrzymają dzieci, które odwiedzą Scenę Wspólną, żeb...”
Maria Maczuga, kulturapoznan.pl,
czytaj całą recenzję